Centrum Służby Rodzinie - Łódź - Akt zgonu, lombard i budyń – historie o byciu za życiem 

Akt zgonu, lombard i budyń – historie o byciu za życiem

« wróć

24.03.2021, Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi oraz Fundacja Służby Rodzinie "Nadzieja"

 

Akt zgonu, lombard i budyń - historie o byciu za życiem


 

To nie będzie tekst o aborcji.
To będzie opis tego, co zrobić, aby dziecko się urodziło.
Nie ma tu ocen. Ty też nie oceniaj – zrozum.
Chcę, żeby kobiety uwierzyły, że dadzą radę.

 

Pracuję w Domu Samotnej Matki od 10 lat. Staram się towarzyszyć kobietom w różnych sytuacjach. Kobiety, których historie będę tu opowiadać, nigdy mi nie mówiły, że rozważały aborcję.

 

W swojej pracy dokładam starań, by być profesjonalistą. Wychowałam się zawodowo w Katedrze Pedagogiki Społecznej UŁ w Łodzi. Kamiński, Radlińska, Marynowicz-Hetka to nazwiska, które mnie kształtowały jako pedagoga. Standardy, procedury, ustawy i rozporządzenia – potrzebuję ich, ale… są takie sytuacje, że żaden kodeks nie działa. Oprócz etycznego. Są takie sytuacje, że kiedy pytasz o radę ekspertów, słyszysz: „To złożona sytuacja, skomplikowana…”, „Niech Pani spróbuje gdzie indziej”, „Nie pomogę”. Wtedy trzeba ufać sobie.

 

Granice pomocy w pomaganiu są bardzo ważne. Znaną zasadą jest na przykład, że pomagający nie pożycza pieniędzy podopiecznemu albo nie daje mu swojego prywatnego telefonu. Czasami odmówienie pomocy, mówienie: „Nie wiem”, „Musisz sama podjąć decyzję”, wyzwala. Mówi się wśród pomagających, że „można doprowadzić konia do wodopoju, ale nie napijesz się za niego”. Tak, ale są pewne wyjątki. To takie pomaganie, w którym jedziesz bez trzymanki. Łamiesz swoje zasady. W tym dylemacie wybierasz po prostu życie. Wybierasz życie i chcesz mówić o tym życiu, bo boisz się, że ta mama urodzi na melinie, że będzie pijana, kiedy urodzi, że nie będzie pamiętać porodu, że nie zobaczy swojego dziecka, nie zdąży się pożegnać.

 

Książeczka ciąży

 

Kobieta 25 lat, przyjęta w 6 miesiącu ciąży. Została przyjęta interwencyjnie, o 6 rano zgłosiła się do placówki – była zaniedbana, głodna i brudna. W czasie przyjęcia nie potrafiła odpowiadać na pytania, była płaczliwa, zalękniona, agresywna. Pamiętam, jaki miała żal, że dostała tylko pięć kromek chleba, a ona nic nie jadła. Kiedy widzę głodną kobietę w ciąży w XXI wieku w środku Europy, nie mogę w to uwierzyć. Kobieta nie stosuje się do regulaminu – nie wraca na ustalone godziny, a czasem na noce. Bywa często w mieszkaniu, gdzie handluje się dopalaczami, tam jest zimno, nie ma prądu, wody. Bardzo się tam przeziębiła i zawsze wraca bardzo głodna. Nie ma żadnego dochodu – kradnie rzeczy z placówki, aby zastawić je w lombardzie i mieć na dopalacze. Klientka nie ma żadnych dokumentów, więc nic nie można załatwić. Ma tylko książeczkę ciąży. Logiczny kontakt jest bardzo słaby. Nie potrafi zadbać o siebie i ciążę. Mimo tego, że jest chora. codziennie wychodzi niezależnie od pogody w przyciasnej, cienkiej i krótkiej kurtce. Zaprzecza problemowi uzależnienia, chociaż test na obecność narkotyków wykazał obecność morfiny. W tym dniu bardzo źle się czuła, zgłaszała bóle w podbrzuszu, zwijała się z bólu. Personel wezwał pogotowie, lecz odmówiła hospitalizacji. Praca nad jej motywacją do poddania się dobrowolnemu leczeniu nie ma szans na powodzenie, ponieważ nie zachodzą podstawowe warunki tej pracy (zasoby, relacje, korzystanie ze wsparcia). Niepokojące jest, że jest to piąta ciąża klientki i nad żadnym z dzieci nie sprawuje opieki. Żal mi jej było, jak przyszła wychudzona, zniszczona, bez zębów. Zniszczona przez narkotyki i świat bez miłości. Można pomyśleć – takie kobiety nie powinny zachodzić w ciążę. A może ona też była dzieckiem z takiej ciąży? Odrzuconej, zaniedbanej, wygłodzonej. Nie zna mamy, która czeka na poród, nie zna mamy czekającej z obiadem, nie zna mamy trzeźwej.

 

Jej zachowanie wskazuje na to, że z powodu choroby i uzależnienia zagraża życiu i zdrowiu swojego nienarodzonego dziecka. Zespół DSM na podstawie obserwacji obawia się, że klientka może urodzić dziecko w niebezpiecznych warunkach i je porzucić. Z uwagi na bezpieczeństwo i zdrowie DSM zgłasza wniosek do Sądu Rodzinnego o skierowanie na przymusowe leczenie odwykowe. Sąd i inne instytucje rozumieją, ale dostajemy informację, że nic nie da się zrobić. Proszę o pomoc Organizacje Pro-life. Nie uzyskuję porady.

 

Klientka łamie regulamin notorycznie, nie wraca na noce, kradnie, przychodzi pod wpływem środków, obraża pracowników, wyzywa ich, grozi im. Otrzymane rzeczy, np. środki higieny, sprzedaje. Łamaniu regulaminu i brakowi jego realizacji (wydalenie z ośrodka) przyglądają się pozostałe mamy. Pracownicy i dyrekcja odczuwają utratę autorytetu. Za wiedzą i zgodą moich przełożonych łamałam swoje zasady, np. poszłam z nią do lombardu i wykupiłam jej telefon.

 

Dużo się wtedy modliliśmy, żeby Pan Bóg coś wymyślił. Zatrzymała ją policja za kradzież w sklepie spożywczym, była poszukiwana. Trafiła do Zakładu Karnego dla kobiet w ciąży i z dziećmi. Tam urodziła trzeźwa. Wysłała mi kartkę na święta. Wtedy zrozumiałam, co to znaczy chronić życie.

 

Budyń

 

Dziewczyna ma 16 lat. Przychodzi z Rodzinnego Domu Dziecka w ciąży. W 6 miesiącu, zanim brzuch urośnie. Żeby młodsze rodzeństwo się nie zorientowało, dlaczego jest taka gruba. Dzieciak, który musi udawać dorosłą kobietę gotową na wyzwania-poród, pobyt w szpitalu, pojawienie się dziecka. Z małoletnimi matkami jest taki trud, że nie wiadomo, kiedy traktować je jak dziecko a kiedy jak dorosłą kobietę. One same nie wiedzą kim są. Wielu rzeczy nie  mogą – nie mogą np. iść same z dzieckiem  do lekarza, nie mają prawa do żadnych świadczeń  ale kiedy dziecko jest chore nie śpią w nocy, żeby nad nim czuwać. Dziewczyna rodzi sama w szpitalu, nikogo nie ma. Siostra zakonna zawozi jej wodę i banany. W domu Siostry robią zdjęcie małemu chłopcu i wstawiają na Facebooka z podpisem: „Najmłodszy w rodzinie. Witaj Krzysiu”. Pani Ania – położna – pomaga, kiedy dopada gorączka i robią się zastoje w piersiach. Ja robię jej budyń, bo lubi. A dziewczyna patrzy na dziecko i myśli: „Mały, jakoś damy radę. Witaj i kochaj mnie”. Teraz sobie fajnie radzi, urodziła drugiego synka, pracuje – odwiedza nas czasem i pisze.

 

Tusz do rzęs

 

Nie wiem, ile miała lat, około trzydziestki. Była jak dziecko, takie może sześcioletnie, i do tego w ciąży. Kompletnie nieświadoma, że w brzuchu jest dziecko. Ubierała się w różowe ubrania i nosiła opaskę z kokardką. Z dokumentów nic nie wynikało – tylko, że jest niezaradna. Nie była zdiagnozowana, nie miała orzeczenia o niepełnosprawności. Nie wiadomo, czy była upośledzona w głębokim czy umiarkowanym stopniu. Kiedy rozmawia się z taką ciężarną, trzeba bardzo uważać na słowa, być łagodnym i rozmawiać jak z dzieckiem. Ciężko się skupić, bo dobiera się słowa jak do dziecka, a przed rozmówcą stoi ciężarna kobieta. Najgorszy jest strach, że wyjdzie z Ośrodka i nie wróci. Bardzo lubiła cukierki musujące i kosmetyki. Żeby została do porodu, Siostry dały jej niebieski tusz do rzęs i lakiery do paznokci. Ale się cieszyła. Dzięki temu została i urodziła w szpitalu.

 

Akt zgonu

 

Była śliczna, młodziutka, inteligentna. Zaszła w ciążę nieplanowaną. Wiedziała od początku, że dziecko ma poważną wadę serca i małe szanse na przeżycie. Tak pięknie w tej ciąży wyglądała. Pomaganie w radzeniu sobie z lękiem o narodziny, które mogą być jednocześnie śmiercią jest trudne. Siostry zabrały ją na mszę z modlitwą o uzdrowienie. Ma nadzieję. Nadchodzi dzień porodu. Rodzi się maleńkie życie i jedzie na salę operacyjną. Walczy. Żyje, a ona jest mamusią. Jaką śliczną, choć zmęczoną czuwaniem. Nie potrafi rozmawiać z lekarzami, ale wierzy. Wada jest bardzo skomplikowana i nazwy wypowiadane przez kardiologów trudne do powtórzenia. Maluszek umiera. Organizujemy pogrzeb, dokumenty, odbiór ciałka, wybór trumny i kwiatów. Wypełnienie druków w Urzędzie Stanu Cywilnego, żeby dostać akt zgonu jest najtrudniejsze. Cały dzień załatwiałyśmy to wszystko, jeździłyśmy autem i byłyśmy na kawie. Pamiętam, jak chodziłyśmy i błądziłyśmy po zawiłych korytarzach szpitala. Pamiętam, jak czekałam z nią pod prosektorium – w reklamówce miała ubranko do trumny. Zamówiła taką kolorową wiązankę. Powiedziała, że pogrzeb nie będzie pożegnaniem, ale podziękowaniem, że mogła być mamą.

 

Miłość, Wiara, Nadzieja

 

W Europie, w Łodzi w XXI wieku jest ciężarna w 6 miesiącu, która jest bezdomna i śpi na dworcu. Przychodzi taka wystraszona. Była szczęśliwa, kiedy dostała piżamę, szlafrok, szampon, szczoteczkę do zębów. Mogła się umyć w ciepłej wodzie i zasnąć w czystej pościeli. Jest taka ładna, ma piękny uśmiech i zęby mimo picia. Boi się iść do sklepu, żeby nie kupić alkoholu. Wstydzi się iść rodzić. Boi się FAS, ocen, pogardy. Po kilku dniach zapija i wraca na ulicę. Zakochana w ojcu swojego dziecka. Wraca ponownie w zimnym listopadzie do Domu Samotnej Matki i zmienia swoje życie. Wie, że to jej być albo nie być. Podejmuje terapię i spędza pierwsze trzeźwe Święta Bożego Narodzenia. Pierwsze w życiu, a urodziła się w latach 80-tych. Po świętach rodzi syna, walczy o niego, rehabilituje i kocha. Mówi, że syn uratował jej życie. My tu nic nie robiliśmy – tylko wierzyliśmy, że da radę i baliśmy się, co będzie jak nie da. W listopadzie zaprosiła nas na mszę świętą i tort z okazji roku swojej trzeźwości. To kobieta, od której wiele się nauczyłam.

 

 

Być za życiem to czasem nie krzyk, transparent, nakładki na Facebooku. Dla Domu to godziny rozmów przez telefon, załatwienie szybko zasiłku, zrobienie budyniu. To wiara w zmianę i strach, że matka nie da rady. Być za życiem to czasem milczenie z kobietą, która bardzo się boi.

 

 

Ile razy piszę o Siostrach, chodzi o Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Antonianek od Chrystusa Króla, których charyzmatem jest Ochrona życia poczętego.

 

Ile razy pisze o Domu, mam na myśli Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi, który udziela wsparcia samotnym kobietom w ciąży i z małymi dziećmi od ponad 25 lat. Dom dysponuje 60 miejscami dla kobiet i dzieci i jest najnowocześniejszą i największą placówką tego typu w Polsce. W Domu Samotnej Matki udziela się wsparcia w zakresach: interwencyjnym, potrzeb bytowych oraz opiekuńczo-wspomagającym. Matki otoczone są fachową pomocą personelu (pedagog, terapeuci, położna, pracownik socjalny, interwent kryzysowy), mają zagwarantowane podstawowe warunki bytowe oraz anonimowość i dyskrecję. W placówce mają możliwość kontynuowania nauki, uczestniczenia w kursach zawodowych, terapii czy kontynuowania pracy. Poprzez pomoc prawną i medyczną, pracę opiekuńczą, wychowawczą i psychoterapeutyczną, samotne matki mogą przygotować się do podjęcia trudu wychowania dziecka i samodzielnego życia. Na ile jest to możliwe, podejmowane są próby nawiązania zniszczonego kontaktu z rodziną i środowiskiem. W placówce dla matek oczekujących urodzenia się dziecka prowadzona jest Szkoła Rodzenia, która przygotowuje do porodu oraz uczy opieki nad dzieckiem. Prowadzone są warsztaty z psychologiem, położną oraz z pracownikiem socjalnym z zakresu usamodzielnienia. Każda z mam ma swój pokój z dostępem do łazienki, kuchni i pralni oraz 3 posiłki dziennie.

 

Do głównych powodów skierowania do Domu Samotnej Matki należą: bezdomność, wykluczenie finansowe, konflikty w rodzinie, uzależnienia, niepełnosprawność, przemoc w rodzinie, zerwane relacje z rodziną biologiczną matki, problemy opiekuńczo-wychowawcze i inne sytuacje kryzysowe matek ciężarnych i z małymi dziećmi.

 

W i o l e t t a   J ó ź w i a k - M a j c h r z a k

Pedagog społeczny, pracownik socjalny, trener umiejętności społecznych.

Fascynuje mnie towarzyszenie drugiemu człowiekowi w odzyskiwaniu sił. Pracuję z nim nad zmianą, pobudzam siły ludzkie, by przetwarzać środowisko człowieka.

Moją zawodową przestrzeń wypełnia zainteresowanie problematyką samotnego macierzyństwa, rodzicielstwa, wspieranie osób doświadczających kryzysu związanego głównie z przemocą, bezdomnością i uzależnieniem.

Gdybym miała określić jednym słowem to, czym się zajmuję, a co jednocześnie łączy obszary, którymi się zajmuje, byłoby to słowo: „usamodzielnianie”.

Od 10 lat pracuję w Domu Samotnej Matki w Łodzi jako pracownik socjalny, a obecnie jako zastępca Dyrektora.

 

 

Korekta tekstu:

Ewa Rżysko

 

 


 

 

 

 Jeśli uważasz, że nasza działalność jest cenna, możesz nas wesprzeć swoją darowizną:


 

 

 

Zdjęcie wiodące: Atharva Tulsi on Unsplash. 


Partnerzy